
Wróciliśmy nad małe, odludne jeziorko Cice, by ochłonąć po ostatnim nadmiarze emocji, zebrać myśli i postanowić co dalej.
A opcji jest kilka i przyznam szczerze, mózgi już nam się lasują od tego miotania się w te czy wewte, w prawo czy w lewo, na wschód czy może jednak na zachód?
2020 to chyba najtrudniejszy rok do podróżowania. Cóż, zawsze lubiliśmy wyzwania i co gorsza, nasze niemądre serca wciąż rwą się, by podjąć ich więcej.
Nasz blog od początku miał być o podróżach niebanalnych. Bo zawsze bardziej od cukierkowych, wąskich uliczek i instagramowo-turkusowych fal wzruszał nas postsowiecki rozpiernik, betonowy brutalizm i gruzińskie świnie maszerujące brzegiem krajowej drogi. Nasz pierwotny plan zakładał w tym roku Bałkany, jak to się mówi „na pełnej” i odkąd miesiąc temu zawróciliśmy spod serbskiej granicy, mamy wrażenie, że jakaś część nas tam została. Ta część siedzi smętna pod budką celników i czeka aż po nią wrócimy.
Z drugiej strony, nie mamy już nastu lat i stety/niestety chwilami załącza nam się myślenie zdroworozsądkowe. Bo co jeśli ową Serbię sąsiednie kraje umieszczą na czarnej liście z nami na pokładzie? Co jeśli za parę tygodni nie wjedziemy nawet do Bułgarii, a co dopiero do kraju, w którym da się spokojnie, bez grzania w Wawrzyńcu spędzić zimę?
Tymczasem wystarczy dojechać do Włoch i nawet jak nas tam zamkną, to będzie co zwiedzać miesiącami. Zimą wystarczy zaś odbić na południe i głowa spokojna, a w pupę ciepło.
Można też spróbować dotrzeć do Hiszpanii, jeszcze bardziej przyjaznej vanliferom i czekać cierpliwie nad oceanem aż przejdzie „druga fala”. Sprawdzone info, wszyscy już byli, wszyscy widzieli, pojedzie jeszcze wielu.
A nas ciągnie na wschód. Jak dziecko, któremu kupiłeś super drogą, wypasioną koparkę do zabawy na plaży, a ono najbardziej chce bawić się patykiem. Pytanie, czy sobie tym patykiem nie wybijemy oka?



